I CZUJĘ SIĘ JAK W FILMIE



Nie wstaje od razu jak zadzwoni alarm, te kilka minut jest tylko dla mnie. Spokojnie się wybudzam, witam nowy dzień i pozytywnie się nastrajam. Kilka miłych myśli, trochę sobie pocukrzę. Jestem szczęśliwa, że mam pracę do której zaraz pojadę i to własnym autem. Zakładam dzień wcześniej przyszykowane ubrania. Delikatny mejkap i śniadanie. A może koktajl? Po pracy nie lecę jak szalona do domu. Mam czerstwy chleb dla kaczek, Mały się ucieszy. I napatrzeć się nie mogę, pięknie tu jest. I tak zielono i cicho. I słucham uważnie, jaki był podwieczorek, kto miał dziś urodziny i z kim najlepiej się bawi. Tyle mojego, tyle naszego.
I pomóc coś chcę, pranie pościągać, naczynia trzeba umyć. I tyle rzeczy jeszcze zrobić. By jakoś odciążyć, by dać coś od siebie i sprawić radość. I wyłączam się.

* * *

Dzwoni alarm. Ustawiam kolejny i kolejny. I przysypiam. Zrywam się z łóżka, wyrzucam ubrania z szafy i lamentuję przed tą szafą bo "nie mam co na siebie włożyć". Idealnie maluję kreski i tuszuję rzęsy. Nie zjem a wyjdę wymalowana. Pędzę do pracy i z pracy. Nic nie robię a na nic nie mam czasu. Stresuję się i zamykam w pokoju. I śnią mi się koszmary. Płacz, zmęczenie i kolejny dzień,




Boję się. Nerwowo wyginam palce i chodzę w kółko. I mam wstręt do jedzenia, totalnie wariuje. Gapię się w sufit, nie wiem czy pięć minut czy może już z pięćdziesiąt. I z rąk mi wszystko wypada.
Kąpię się w chłodniej wodzie i kładę spać.

* * *

Tak bardzo cieszę się, że to dziś. I pada. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby się nie udać. Łapię wszystkie chwilę, zatrzymuję je w migawce totalnie amatorskich ujęć. I podnoszę podwójną muszelkę, aby mi przypominała o tym dniu. Czuję się jak w filmie. I uciekamy przed deszczem. I spełnia moje małe marzenie. Tak mi tu z Tobą cudownie, nie wracajmy.

* * *

Marudzę. Od rana marudzę, że tak mi źle i smutno. I ciężko i beznadziejnie. Tak bardzo nie chcę tam pójść i mówić o sobie. Nie chcę w ogóle nic mówić. W sumie, sama już nie wiem czego chce. I ten beznadziejny mechanizm obronny o którym wspomniała N. "Prowizoryczny schron przed uderzeniem z bolesną rzeczywistością. Przed konfrontacją z lękiem, trudną decyzją. I odpowiedzialnością. Odpowiedzialnością za siebie."

* * *

A tyle przecież mam. Zdrowe ręce, nogi i głowę. Chyba. I piękne jeszcze zielone drzewa. I Jego, Jego, Ją, Ją, Jego, Jego. I obietnicę. I deklarację. I najsłodszą babeczkę na świecie. Bo z miłości, bo z radości i od siebie. Mam najpiękniejsze niebieskie oczy, patrzące na mnie przed zaśnięciem. I Ich wszystkich, razem. Mam rower i dużo szlaków. I mnóstwo wspomnień i zielony tusz - niespodziankę, tort na urodziny i drobne rączki pięciolatka. Zachody i wschody słońca, też mam. I dyplom. Lato i wiosnę. I skałę, też już mam. Najsłodszą herbatę z cytryną i pierwsze róże. Marzenia też mam, najlepsze. I siłę aby spróbować, posprzątać ten bałagan. Nadzieję. Która wcale nie odchodzi, tylko zaczyna czasami matowieć.


Cieszę(my) się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest. 




1 komentarz :

  1. Ostatnie zdanie każdy z nas powinien zachować w sercu ponieważ wielu ludzi nie docenia, to co ma ! :)

    PS. Zapraszam na konkurs w którym do wygrania jest 100 $ dla 10 osób :)
    http://stylistfashioon.blogspot.com/2016/11/konkurs-z-zaful.html

    OdpowiedzUsuń

Moje loki * © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka